Wybaczcie, miało być
wcześniej, ale pisanie licencjatu i zaliczenia dały mi ostatnio
popalić :)
Z racji tego, że zbliżam
się do końca sesji, będę miała o wiele więcej czasu na pisanie,
co mnie bardzo cieszy.
Miałam napisać kilka
słów o filmie "Wielkie Oczy":
Nie jestem żadnym
krytykiem filmowym i nie zamierzam kogoś takiego udawać, dlatego
zaznaczam, że będą to tylko i wyłącznie moje
subiektywne odczucia.
W dużym skrócie:
historia kobiety, która
ma wielki talent, ale nie ma szczęścia w miłości.
Margaret maluje obrazy,
które mają jeden charakterystyczny element
- tytułowe Wielkie
Oczy.
Na jej drodze staje Walter
Keane.
Czarujący mężczyzna,
również artysta.
Daje kobiecie to, czego
ona potrzebuje.
Pobierają się.
Problem pojawia się, gdy
obrazy Margaret mają realną szansę na osiągnięcie sukcesu.
Walter przypisując sobie
jej zasługi, stwarza dla kobiety istne piekło.
On pojawia się na
salonach, ona zamykana w 4 ścianach maluje.
Jego ponoszą emocje, ją
cała ta sytuacja zaczęła przytłaczać.
Historia wydaje się
być nieprawdopodobna.
Jak to możliwe, że
kobieta z ogromnym talentem przez kilka lat pozwala na to, aby
jakikolwiek mężczyzna posługiwał się nią w celu zaspokojenia
swoich chorych ambicji?
Otóż... Ta historia
wydarzyła się naprawdę.
Margaret Keane ma
dziś 88 lat.
Po amerykańskim filmie
spodziewałam się tego, że historia będzie mocno naciągana, że
zobaczę mnóstwo nierealnych wydarzeń ale nie było tak.
Bardzo pozytywne
zaskoczenie.
Zachęcam do zajrzenia
na stronę internetową artystyki, gdzie możecie zobaczyć jej
obrazy:
http://www.margaretkeane.com
Przeczytałam twoją recenzję i napewno ten film jest na mojej liście "warto obejrzeć" :-)
OdpowiedzUsuń